ROZWIŃ MENU

KOMPLEKSY - pięta Achillesowa szczęścia

 

 

 

Zewsząd słyszysz głos „Twoje szczęście zależy od Ciebie!”. To wszechobecny slogan dzisiejszych
czasów. Na portalach społecznościowych ludzie ociekają szczęściem. Czytasz, że: jeśli obudzisz się
z uśmiechem na ustach, to nic ani nikt nie zdoła Cię powtrzymać przed realizacją swoich marzeń
i planów. Tymczasem, choćbyś nie wiem jak szeroko uśmiechała się do lustra, zmiany nie nadchodzą,
a jedyne co widzisz, to ubytki w siekaczach... .

Jeśli jednak dobrze się zastanowisz, wielokrotnie bywałaś szczęśliwa, nie możesz temu zaprzeczyć.
Problem ze szczęściem polega jednak na tym, że dzisiaj ma ono zbyt wiele funkcji. Tak jak najnowszy telefon komórkowy – kiedyś wystarczyło, że robi zdjęcia, teraz potrzebujemy najwyższych pikseli i najlepszych filtrów, które zmieniają rysy twarzy. W dzisiejszych czasach, gdy szczęście stanowi niemal normę moralną, tak bezwzględnie narzuconą przez Instagram, ważne jest byś umiała dostrzec, kiedy naprawdę je masz.

Co, niestety, nie będzie łatwe, bo nawet jeśli już uda Ci się sięgnąć pamięcią do najszczęśliwszego zakamarka Twojego umysłu, to zawsze znajdzie się jakieś niemiłe wspomnienie, słowo czy kompleks, który zepsuje Ci dzień. Masz mnóstwo powodów, by się obawiać, że coś jest nie tak. Wiele z tych obaw odnosi się do Twojego wyglądu. Być może doskonale pamiętasz dzień, w którym w szkole nadano Ci przezwisko lub mimochodem rzucono żart na temat Twojej „oponki”. Może przez cały okres dojrzewania czułaś, że nie spełniasz powszechnie panujących norm, a w miarę upływu czasu ten kompleks utrwalił się w Twojej głowie
na tyle mocno, że właściwie zdążyłaś się już z nim zaprzyjaźnić.

Jeszcze raz sięgnij pamięcią wstecz i pomyśl, czy zanim usłyszałaś od innych osób, że masz za mały biust,
za szerokie biodra, zbyt krzywe nogi, sama zwróciłaś na to uwagę? Jestem pewna, że nie. Sposób w jaki patrzyłaś na samą siebie zanim ktoś wytknął Ci niedoskonałości, różnił się od tego, w jaki przyglądasz się sobie do dziś. Od dnia, w którym pierwszy raz usłyszałaś to paskudne przezwisko na swój temat, co dzień przyglądasz się krytycznie jakiejś części swojego ciała i gdybasz jakby to było, gdyby rodzinne geny zachowały się inaczej… . Przyznaj, że czasami chciałabyś być jak ludzik z plasteliny, któremu można
według uznania doczepiać różne części ciała.

Obraz siebie bez wątpienia jest rezultatem wszystkiego, co nam się w życiu przydarzyło. Począwszy od problemów z rówieśnikami, którzy wyśmiewali nasz wygląd, poprzez układy z rodzicami, po pierwsze miłosne rozczarowania. Ale to również (albo przede wszystkim) owoc naszego zdania o sobie. Naszego szacunku do samej siebie. To wynik tego, jak mówimy same o sobie. A to, w jaki sposób na siebie patrzymy
i jak się o sobie wyrażamy ma bezpośredni wpływ na naszą samoocenę, która z kolei wpływa na nasze szczęście i równowagę emocjonalną.  Dlatego masz ogromną moc, aby uciszyć swoje kompleksy. Posiadasz do tego narzędzia. To Ty wyznaczasz kierunek rozmowy samej ze sobą, Ty decydujesz - czy będziesz swoją najlepszą kumpelą, czy najgorszym wrogiem.

Kompleksy to pięta Achillesowa naszego szczęścia. Nawet, jeśli zgubisz już wszystkie zbędne kilogramy, odsztafirujesz się u  najdroższych kosmetyczek i fryzjerów, wciśniesz tyłek w najciaśniejsze jeansy
i pomalujesz usta na czerwono - one wciąż będą do Ciebie wracać. Zmiany zewnętrzne zawsze są
„na chwilę”, zawsze cieszą tylko przez moment, jeśli w pełni nie zaakceptujesz siebie. Samozadowolenie niczym Narcyz, który ma ochotę trzymać swoje lustrzane odbicie w ramionach, znika w chwili, gdy nasz wewnętrzny głos przypomni Ci tę ułomność aparycji, głęboko wyrytą w Twojej pamięci.

Czasy małej, bezbronnej dziewczynki sprzed lat już dawno minęły. Dziś jesteś dojrzałą kobietą, ale Twój wewnętrzny głos wciąż wypomina Ci nawet najmniejsze niedociągnięcia Twojego wyglądu. Dzisiaj to nie Twoi rówieśnicy, lecz TY SAMA jesteś dla siebie bezwzględna. Sama jesteś swoim oprawcą. I tylko (a raczej AŻ) Ty możesz to zmienić. Czy to nie piękne, że sama masz wpływ na to, czy będziesz szczęśliwa? Nie potrzebujesz operacji plastycznych, kolejnych karnetów na siłownię, nowej szafy pełnej ubrań, samochodu
z salonu czy willi z kamerdynerem. Wystarczy, że się ze sobą dogadasz, zupełnie za darmo!

Daję Ci słowo, że gdybyś stanęła przed samą sobą w wieku 15 lat, z pewnością dałabyś sobie za te wszystkie negatywne myśli solidnego kopa w tyłek. I gdyby 50-letnia Ty miała okazję spotkać Ciebie teraźniejszą,
z pewnością zrobiłaby to samo. Obudź się, wyłącz Instagram, czytaj, podróżuj, chodź na koncerty, śpiewaj
w samochodzie, jedz, pij i ŻYJ. A nade wszystko szanuj siebie i swoje ciało. Zaakceptuj swoje biodra, nos, włosy. Patrząc na swoje zdjęcia za 20 lat, będziesz uważała, że byłaś piękna, atrakcyjna i ponętna.
Jestem tego pewna!

Twoje ciało, z cellulitem czy bez, z wielkim biustem czy bez niego, z krągłym tyłkiem czy z „naleśnikiem”,
jest TWOJE. Absolutnie. Wzorce, z którymi tak usilnie się porównujesz, są poza Twoim zasięgiem, bo nie są Twoje. To Twoje ciało Cię określa. Nie jej.

Namierz swoje kompleksy, które niczym widma krążą w Twojej głowie i porozumiewawczo puszczają do Ciebie oko w chwilach zwątpienia. Namierz każdy z nich i nie odwracaj wzroku, ale spójrz na niego łaskawiej i łagodniej. Ilekroć besztasz siebie za jakiś błąd, ilekroć nie poznajesz siebie w lustrze lub czujesz się winna
z powodu czegoś, na co nie miałaś wpływu – wiedz, że tylko Ty oceniasz siebie tak surowo. Nikt nie marudzi tyle, co Twój wewnętrzny głos. Tylko Ty jesteś tym głosem zza kulis, który rozbrzmiewa w Twoim życiu.
I tylko Ty możesz wpleść w niego aplauz i śmiech. Dużo śmiechu. I dużo miłości. Do siebie.

 

 

Paula

Serwis korzysta z plików cookies w celu realizacji usług zgodnie z polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookies w Twojej przeglądarce lub konfiguracji usługi.